jak jeść khinkali? |
Kiedy już jednak znaleźliśmy się w centrum Kutaisi, nie dało się po prostu uwierzyć, że te przedmieścia naprawdę do niego należą, a samo miasto jest drugim co do wielkości po stolicy. Zanim zaczęliśmy martwić się noclegiem, postanowiliśmy skosztować tradycyjnych gruzińskich sakiewek - khinkali. Przy okazji odkryliśmy, że Gruzinki mają naprawdę niezły spust w momencie, gdy filigranowa dość kelnerka stwierdziła, że przestaje być głodna dopiero po 8 khinkali. Każdy z nas tyle zamówił, chłopcy nawet więcej. Okazało się jednak, ze przeciętny Polak będzie miał dość już po 5 sztukach męczyliśmy się wiec tak długo, ze zdążyło poszarzeć za oknem, a my wciąż nie wiedzieliśmy gdzie przenocujemy. Jedną osobę zostawiliśmy więc w parku, a reszta porozchodziła się w różnych kierunkach w poszukiwaniu kwater. Z Anią skierowałyśmy się na powoli pustoszejący targ, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Znalazłyśmy tam niesamowicie dominującą i energiczną Lanę, która porwała nas za ręce i zabrała do pani Anaidy, gdzie w warunkach bardzo podstawowego zakwaterowania nad targiem spędziliśmy 2 dni. A wszystko to za -uwaga!- 2 lari. Lana natomiast została naszą "best friend" na cały pobyt w Kutaisi, nie odstępując nas nawet na krok. Słała nam smsy (nawet po naszym wyjeździe z miasta) i przychodziła, kiedy tylko otwarliśmy oczy. Dużo jednak zawdzięczaliśmy jej targowej przedsiębiorczości. Tego dnia już tylko podarowała nam 2 kilo ogórków i poszliśmy spać. Nasze lokum, z 5 łóżkami dla 6 osób było godne swojej ceny. Zresztą sami oceńcie po zdjęciach. Uzupełnię tylko informacje o łazience, która składała się z tureckiej toalety i wystającego ze ściany kranu (a raczej rurki), z którego woda lała się do wiadra (służącego również jako spłuczka). Nasi gospodarze byli jednak przeuroczymi ludźmi, w związku z czym zareklamowaliśmy ich nawet spotkanym później w David Gareja Czechom. Następnego dnia obudzeni smsem od Lany (numer miała tylko do mnie) rozpoczęliśmy zaplanowane przez nią zwiedzanie, z pomocą załatwionego - również przez Lanę - transport. Było to BMW, jedyne takie w mieście! Pobiliśmy tym samym rekord, którego nie udało nam się już nigdy później pobić w żadnej osobówce (choć mamy teraz już nie lada wprawę) ani nawet na pace rozlicznych transitów. Była nas 6, do tego kierowca i Lana z siostrą, wszyscy w jednym samochodzie. Przez cały dzień zastanawialiśmy się też jakie są relacje Lany i jej żonatego, około 40-letniego przyjaciela z jedynym takim samochodem i rodzinną korporacją taksówkarską.
Monastyr Gelati |
z naszymi gospodarzami |
rzeka Rioni |
fontanna przy głównym placu w Kutaisi |
Czytam tak sobie ten post po latach i powiem Ci, że zupełnie nie pamiętam, że ziomek Lany chciał zaparkować BMW w środku parku, żebyśmy mogli słuchać muzyk. A bardzo mnie to w tej chwili rozbawiło ;)
OdpowiedzUsuń