...który można przejechać wzdłuż długiej osi w 2,5 godziny. Jest w nim jednak wszystko - od morza, przez wzgórza i gigantyczne jaskinie, aż po Alpy.
|
widok z Trojane |
Z regularnego pisania nic nie wyszło.
Zbyt dużo było zwiedzania, braku dachu nad głową i jego
poszukiwań. Jeśli już jednak znaleźliśmy takie miejsce, było
świetne, tak samo jak ludzie których tam spotykaliśmy.
|
Droga i Trojane |
W czwartek moim planem było dotarcie z Mariboru do Sagrado we Włoszech po drodze zwiedzając Słowenię. Na początku
planowałam zajrzenie do Celje, które wikitravel opisywało jako
jedno z najstarszych miast Słowenii (później dowiedziałam się że najstarszy jest Ptuj), ale ostatecznie zdecydowałam
się na obejrzenie Jaskiń Szkocjańskich, będących na liście
UNESCO z uwagi na jeden z najgłębszych podziemnych wąwozów w
Europie i na świecie.
|
Jaskinie szkocjańskie |
Stop szedł mi idealnie jak nigdy,
chociaż zaczęłam od godzinnej wycieczki autobusem po mieście. Nie
czekałam pięciu minut, kiedy do Celje zabrał mnie Słoweniec nie
mówiący w żadnym innym języku poza ojczystym. Doszłam do wniosku,
że zdecydowanie łatwiej jest mi już dogadać się z Czechami i
Słowakami (chociaż zawsze wolałam rozmawiać z nimi po angielsku), ale i tak byłam bardzo dumna z tego, że udało mi się
zrozumieć że pan był emerytowanym górnikiem z dwójką dzieci, z
których jedno mieszka w Austrii. Wiele osób które spotkaliśmy w Słowenii mówiło o
tym, że życie nie jest łatwe, a większość młodych marzy o
wyjeździe.
Wysiadłam w okolicach wyjazdu z autostrady, na którym
teoretycznie niemożliwe było zatrzymanie się, ale i tak dokonał tego zarówno TIR, który zablokował cały ruch po czym odjechał, bo niestety nie
udało nam się z kierowcą dogadać, jak i mój kolejny
autostop – inżynier mechaniczny o imieniu Peter. Peter pracuje w
Lublanie, ale nie lubi stolicy (która zresztą całkowicie wyludnia
się w weekendy, kiedy wyjeżdżają studenci i pracownicy,
zaskakująco więc łatwiej znaleźć tam imprezy w tygodniu niż w
piątek czy sobotę) i mieszka w Alpach Julijskich nad jeziorem
Bohinj.
Słowenia robiła się coraz
piękniejsza, w środkowej części ma przepiękne małe wzgórza,
które nieco przypominały mi Wzgórza Czekoladowe z Filipin, które
kiedyś widziałam w jakimś zestawieniu cudów świata. Kraj jest tak mały, że wydaje się najspokojniejszym i najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.
Mój
kierowca zaproponował mi atrakcję w postaci ogromnych pączków z
których znana jest mała miejscowość Trojane. Była to w zasadzie
jedna piekarnia, ale rzeczywiście były ustawione przed nią rzędy
niemieckich autobusów, a pączki były najświeższymi jakie jadłam
w życiu.
|
Skocjan |
|
Wąwóz (zdjęcie stąd) |
Dojechaliśmy razem do Lublany, gdzie wysadził mnie w
najlepszym miejscu do łapania stopa na zachód. Rzeczywiście było
najlepsze, także według pozostałej trójki autostopowiczów
czekających na podwiezienie. Podeszłam do jednego z nich, studenta
antropologii z Kopru jadącego na zajęcia na które był już spóźniony. Czekał już od 40 minut, ale dopisujące mi w czwartek
szczęście spowodowało, że już po 5 minutach od mojego przyjścia
zatrzymał się i zabrał nas włoski student jadący do Triestu. Po wysadzeniu Słoweńca stwierdził, że
w zasadzie dawno nie widział jaskiń i pojedzie ze mną skoro ma
wolne całe popołudnie, ale zmienił zdanie kiedy dowiedział się
że przed nim 2 godziny czekania na zwiedzanie i półtorej samego
oglądania jaskiń. Czekając samotnie na wycieczkę wybrałam się do punktu
widokowego, z którego roztacza się panorama całej doliny (będącej zapadłą przed milionami lat jaskinią) z wrotami rzeki
Reki („reka” po słoweńsku oznacza „rzekę”) i jaskini. Po
drodze spod nóg uciekały mi jaszczurki, nieco dalej lis, było
pięknie.
Jaskinie robią niesamowite wrażenie. Trasa zaczyna się od nieco mniej spektakularnej Cichej Jaskini i prowadzi
do jednej z największych grot na świecie – Jaskini Szemrzącej.
Jej nazwa pochodzi od przebiegającej w dole rzeki, która może w
całości wypełnić grotę wodą, kiedy wystąpią duże opady przy
małych rozmiarów ujściu rzeki na powierzchnię już po włoskiej
stronie.
Kiedy wyszłam z jaskini była 18 i
zaczęłam się zastanawiać czy zwiedzanie w ostatniej turze na pewno było dobrym
pomysłem – droga przy której musiałam łapać stopa była
całkiem pusta. Szczęście mnie jednak nie opuszczało i z pomocą
trzech osób dostałam się na przedmieścia Triestu, skąd
pojechałam pociągiem do Sagrado. Fabio, mój host na czas
oczekiwania na Esteve, który miał przylecieć kolejnego wieczoru,
okazał się historykiem-pasjonatem zainteresowanym polskimi
arystokratami, na temat których pomogłam mu w przetłumaczyć kilka tekstów. Mieszkał z uroczą mamą, elegancką starszą panią,
która bardzo dbała o mnie i Esteve podczas tych dwóch dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz