 |
Alicante - Playa de Postiguet i marina |
Znalezienie couch surfingu w Barcelonie
okazuje się nie lada wyzwaniem (chociaż dokonałam tego w zeszłym
roku, ale w grudniu i tylko dla siebie – jednej osoby, zamiast
czterech). Zamiast tego Aga i Matt do Walencji przyjechali i zdążyli z niej sami wyjechać, a ja dalej siedzę i w Barcelonie będę tylko przejazdem.
Czas umilam sobie między innymi „indyjską” lekturą, próbując
dowiedzieć się czegoś przed naszym wielkim wyjazdem. Jako pierwsze
przeczytałam „Lalki w ogniu” P. Wilk, co do których jednak
sprawdziło się, że nie są porywającą książką (tym bardziej
zaskakują mnie te wszystkie pochwały na okładce i ogromna kampania
reklamowa jakiś czas temu). Teraz chłonę naprawdę „Pierwszą
wyprawę. Nepal” K. Choszcz, która jest bardzo dobra mimo tego, że
nie dostarcza tylu informacji. Z uwagi na to, że jest pamiętnikiem
przebijają z niej jednak prawdziwe emocje.
 |
Alicante - widok z Castillo de Santa Barbara |
Jednak do rzeczy. Będzie o Elche i
Alicante. Elche, które wymyśliłam sobie przy pomocy mojej UNESCO
listy i Alicante, w którym zawsze ląduję i nigdy nie widziałam
niczego poza portem. A jednak coś tam jest!
 |
Castillo de Santa Barbara |
Aga i Matt przylecieli późnym
wieczorem i do ostatniej chwili aktualizowałam maila, sprawdzając
czy przypadkiem ktoś z couch surfingu się nad nami nie zlitował.
Niestety nikt. Oznaczało to, że szykuje nam się noc w aucie, a ja
byłam odpowiedzialna za znalezienie miejsca parkingowego. Trafiłam więc na
stronę na której posiadacze camperów wymieniają się
miejscówkami. Raczenie się „Monte” w Zatoce
Pijaków na przedmieściach Alicante brzmiało kusząco, ale wtedy nie zwiedzilibyśmy
Elche. Satelita podpowiedziała mi więc jak znaleźć większe parkingi w centrum
Elche i z tą wiedzą wyruszyliśmy na nasz krótki, ale intensywny
wypad. Satelita najprawdopodobniej nie robiła jednak swoich zdjęć
w piątkowy wieczór – pierwszy parking na który się
skierowaliśmy był w całości zajęty. Więcej szczęścia mieliśmy
na drugim, gdzie hiszpańskim zwyczajem pokierowała nas samozwańcza
parkingowa (w Hiszpanii całkiem normalne jest to, że przy
większości darmowych i płatnych miejsc parkingowych w centrach
miast zawsze kręcą się całkiem trzeźwe osoby, które pokazywanie
wolnych miejsc za wolne datki traktują jak zawód). Powiedziała nam
też, odgadując nasze zamiary, że nie będziemy mieć problemów ze
spaniem, gdyż sama czasem też tam sypia. Jak głosiły informacje,
trzeba było się tylko zwinąć w okolicach 7 rano, bo później
przewidziana była na parkingu jakaś impreza i zapowiadali
odholowywanie (czego też – po przebudzeniu – staliśmy się
świadkami, na szczęście do naszego samochodu laweta jeszcze wtedy
nie dotarła).
 |
Palmeral de Elche |
Zaczęliśmy nieśmiało z „Monte”
i okazało się że parę innych samochodów też urządzało swoje
botellon. Zrobiliśmy rundkę po mieście i poszliśmy spać na
długie 5 godzin. Spanie w samochodzie z pewnością nie znajdzie się
na liście moich ulubionych noclegów, chociaż mieliśmy do
dyspozycji aż 7 siedzeń na 4 osoby :p.
 |
Basilica de Santa Maria i rzeźba przedstawiajaca Misteri d'Elx |
O 7 rano byliśmy już zwarci, gotowi i
okrutnie zmęczeni, a bary z kawą dopiero się otwierały, nie
mówiąc o wszystkich atrakcjach Elche, które miały otworzyć się
dopiero o 10:00.
Elche może pochwalić się 2 pozycjami na liście
dziedzictwa UNESCO. Jedną jest El Palmeral de Elche, jeden z
największych gajów palmowych na świecie, który w X wieku zaczęli
tworzyć Arabowie, a importowane z Afryki systemy nawadniania można
ponoć w niektórych miejscach zobaczyć do dziś. Gaju nie da się
przeoczyć – został harmonijnie wymieszany z miastem, tak że albo
są to wysepki miasta między palmami, albo całkiem sporo wysepek
palm w mieście. Są też większe jego części jak Park Miejski
albo Huerta del Cura (płatna) lub Huerta St Placido z muzeum
poświęconym El Palmeral. Drugą UNESCO - atrakcją jest
Misteri d'Elx – dramat sakralny na temat Wniebowstąpienia Marii Panny
odgrywany co roku od 500 lat 14 i 15 sierpnia. Spoza listy UNESCO i
poza miastem można odwiedzić starożytną Ilicję – Alcudię (z
której w sumie niewiele zostało, a słynna, iberyjska
Dama z Elche
została najpierw wywieziona do Paryża, a potem do Madrytu). Dla zainteresowanych naturą są saliny w Santa Pola (plaże satelitarne Elche) gdzie lato spędzają ponoć całe stada
flamingów.
 |
Alicante |
Elche jest dość małe, ale dzięki
sporej ilości zieleni i nietypowemu zagospodarowaniu „rzeki”
sprawia dobre wrażenie. Pożegnaliśmy się z nim koło południa
i próbowaliśmy zagospodarować dalszą część dnia w Alicante.
Zastała nas tam godzinna ulewa tropikalna akurat wtedy kiedy bardzo
potrzebowaliśmy wysiąść z samochodu żeby coś przekąsić.
Poźniej na szczęście wyszło słońce i jednak było nam dane
zwiedzić miasto.
 |
Stare miasto w Alicante i muzykujący studenci |
Alicante okazuje się o wiele ciekawsze
niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Jest w bardzo
śródziemnomorskim stylu – plaża z mariną i nadmorskim
deptakiem, a na boku, nieco pod górę stara część, przypominająca
nieco włoskie miasteczka. Próbując wejść na wzgórze Benacantil,
na którym znajduje się zamek św. Barbary trafiliśmy na bardzo przyjemny park, z którego dalej można wejść murem na wzgórze. My
byliśmy zbyt rozleniwieni i wybraliśmy się samochodem (na wzgórzu
w przeciwieństwie do miasta mogliśmy za darmo zaparkować :p).
Zamek jest jedną z największych średniowiecznych budowli w
Hiszpanii wybudowaną w IX wieku przez Arabów (jak w sumie wszystko wtedy) i
roztaczają się niego piękne widoki na całe Alicante.
Kiedy
zaczęło się robić zimno i ciemno, zabraliśmy naszą pasażerkę
z blablacar i po dwóch dniach jedzienia kanapek, hamburgerów i życia w samochodzie, wróciliśmy do Walencji.
 |
A tak spaliśmy... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz