Estelada jest modyfikacją Senyery, flagi symbolizującej obszary dawniej należące do królestwa Aragonii (w tym Katalonię). Do Senyery dołączono gwiazdę aby podkreślić dążenie do niepodległości. |
W całej Barcelonie roiło się od mniejszych i większych,
prawdziwych i plastikowych uśmiechniętych kłód drewna na nóżkach. Miały czerwone
katalońskie berety i czerwone płaszczyki. Otaczały mnie. Nie miałam
halucynacji. Tak właśnie Katalończycy świętują Boże Narodzenie. Z odsieczą
przyszedł mi sprzedawca pamiątek pod Sagrada Familia, który zaopatrzył mnie w
taką oto uroczą karteczkę.
Caga Tio |
Kiedy przeczytałam ją po po odejściu od stoiska dostałam
napadu wręcz histerycznego śmiechu. „Srająca” kłoda drewna wydawała się zbyt
dużą abstrakcją, uznałam więc słowo „shit” za zabawny błąd językowy spowodowany
tłumaczeniem w google translate. Nic bardziej mylnego. Tuż przed Bożym
Narodzeniem do każdego domu trafia „Caga Tio”. Należy bić go patykami i śpiewać
mu piosenki dzięki czemu pod koniec tych wszystkich operacji pod płaszczykiem
zostawi dla nas piękną prezentową „kupkę” (jak można zauważyć w piosence często
złożona jest z jedzenia). Serio.
Dzięki całej tej bożonarodzeniowej eskapadzie zobaczyłam
jarmarki chyba w pięciu miastach :).
W Barcelonie, w ramach couch requesta na ostatnią chwilę, przygarnął mnie mieszkający w Hiszpanii już od 8 lat Peruwiańczyk,
Guillermo. Guillermo, poznawszy już wiele – głównie – Polek, był zaopatrzony w
stosowne zapasy herbat do dyskusji z kolejną Polką na wszelkie życiowe tematy.
Wśród nich nie mogło oczywiście zabraknąć rozmów o samych Polkach i Polakach. Po raz pierwszy usłyszałam więc, że ktoś ma nas za naród niesamowicie liberalny,
wyzwolony i frywolny zarazem. A wszystko przez dwie byłe współlokatorki
Guillerma z Polski cieszące się w Barcelonie nieskrępowaną wolnością od codziennych zmian
partnerów po śmiałe eksperymenty, które być może przenoszą się na Warszawę, ale
nie odzwierciedlają całego kraju.
Park Guell |
Kraju, w którym w chwili obecnej 25%
społeczeństwa popiera partię bardzo konserwatywną, sympatyzującą z Kościołem i
ruchami pro-life (tej ostatniej części o najnowszych sondażach dowiadziałam się
już po powrocie do kraju). Wyprowadziłam więc – w moim mniemaniu – Guillerma z
błędu. Polki w ujęciu ogólnonarodowym bardziej przypominają Gruzinki czy
Peruwianki, niż Francuzki, które wg artykułu w najnowszej „Polityce” korzystają
z męskich usług wrzucając sobie chłopca do internetowego koszyczka, zamiast znosić go na codzień w ramach związku. Choć wolałabym, żeby Polska była jakimś rajem pośrodku
– pełnym partnerskiej miłości i z seksem sprawiającym przyjemność, który nie jest
tabu.
Rozmawialiśmy też oczywiście o Katalonii, zastanawiając się
czy w przypadku ewentualnego referendum na temat odłączenia od Hiszpanii,
nie-rdzenni Katalończycy jak Guillermo czy Mario Vargas Llosa (którzy mają ponoć podobne, przeciwne odłączeniu
poglądy) mieliby prawo głosu. Społeczeństwo jest ponoć podzielone w tej kwestii
50/50. Przy okazji odsłonięto przede mną kolejną twarz autonomicznych regionów hiszpańskiej
północy. W moim umyśle Katalonia z krajem Basków już dawno wyszły z jaskini
przestając być obrzydliwymi terrorystami. Już wiedziałam, że chcą się odłączyć,
bo są bogatsi i w pewnym sensie dofinansowują nieco południowe fiesty i siesty,
czego robić nie chcą. Życie jest jednak jeszcze bardziej przewrotne, a Katalończycy
patrzą z góry na wszystkich z południa kraju, uważając się za wiele lepszych. Z posuwających się do ostateczności ofiar do agresorów – ot, szybka ewolucja!
Myślę, że jednak sprawa wymagałaby lepszego poznania przez mieszkanie w
Hiszpanii, żeby dowiedzieć się jak to naprawdę jest.
Pewnie połowa z Was była już w Barcelonie, nie ma więc
wielkiego sensu szczególnie wychwalać tego miasta. Po prostu trzeba się tam
choć raz pojawić! Ja byłam zachwycona. Guillermo mieszkał w Barrio Gracia,
dzielnicy która ostatnio staje się coraz bardziej popularna. Znajduje się na
linii łączącej stare miasto (Ciutat Vella) i Park Guell, gdzie wybrałam się z
samego rana. Pomimo faktu, że był pierwszy dzień zimy i zbliżały się święta
(albo może też z tego powodu) Barcelona była pełna turystów. Największą kolejkę
udało mi się odnaleźć przed muzeum Picassa, którego zwiedzanie zostawiłam w związku z tym na nieco bardziej sprzyjające okoliczości.Mim, Les Rambles i turyści |
Niedziela wydaje się najlepszym dniem na zwiedzaniem Barcelony – otwarte są pałace w Barrio Gotico zamknięte w ciągu innych dni, można zajrzeć do kościołów udając uczestnika mszy;).
Barrio Gotico |
W ostatni wieczór swojego wyjazdu byłam zaproszona przez dziewczynę z couch surfingu na koncert flamenco, ale nie starczyło mi już energii, żeby po dotarciu do mieszkania wyjść z niego ponownie.
Występy niektórych mimów potrafią ściągnąć imponującą publiczność |
W samolocie – wbrew moim planom intensywnej nauki – przegadałam cały lot z chłopakiem, który definitywnie wracał z Erasmusa w Tuluzie. Ja cieszyłam się, że moja przygoda jeszcze się nie kończy, a przede mną jeszcze tysiące rozmów i znajomości nieprowadzących do nikąd, kończących się tak nagle jak się zaczęły.
Z barcelońskich uwag pratycznych – nie wierzcie, że nie
istnieje miejski autobus do centrum z lotniska. Linią numer 46 bez problemu
dojedziecie za 2 euro z El Prat na Placa de Espanya;)!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz