czwartek, 6 lutego 2014

Od Sibona do Dupona

„A gdzie mamy wyrzucać fartuchy ochronne?”
„Do kosza w pokoju pacjenta” Szybkie spojrzenie na kosz znajdujący się na końcu pokoju.
„Ale wtedy przechodzimy przez pokój niechronieni, więc jaka różnica czy od początku mamy fatruch czy nie?”
„Nie zawracaj mi głowy. Takie są procedury”

Tyły cygańskiej osady koło akademików
We Francji na setki badań i procedury wydaje się mnóstwo pieniędzy. Mnóstwo. Bilans skutków przewlekłego nadciśnienia u pacjentki u której nadciśnienie pojawiło się przedwczoraj, co potwierdził lekarz rodzinny. Fartuchy i rękawiczki ochronne przy wizycie u pacjenta ze świerzbem, którego nawet nie dotykamy. No bo może to latające świerzby, nigdy nie wiadomo. A potem elegancko przechodzimy przez pokój bez rzeczonego fartuszka. Cóż. Takie procedury.

Na szczęście, po 2,5 miesiąca na neurologii, której mam nadzieję już zbyt często nie oglądać, zmieniłam oddział na choroby zakaźne. Choroby zakaźne również zaskakują. Po pierwsze dlatego, że póki co po raz pierwszy jest miło i naprawdę dogaduję się z francuskimi studentami, po drugie – tu niespodzianka nie jest już tak miła – zakaźne działają zupełnie
Ulewy cały czas zamieniają łąki w jeziora...
inaczej niż w Polsce. Jak sporo oddziałów z resztą. Na tutejszych zakazach sporą grupę pacjentów stanowią ropnie i zakażenia po operacjach ortopedycznych. Poza tym zapalenia płuc i – oczywiście – chorzy z wirusem HIV. Gdzie te egzotyczne przypadki, gdzie te malarie na które tak liczyliśmy idąc na zakazy? Może na oddziale chorób tropikalnych (który okazuje się korzystać z naszych łóżek) chociaż on jest regionalnym ośrodkiem ds. anemii sierpowatej. Tak samo interna, która w Polsce jest w sumie dość ogólno – geriatryczna. Tu natomiast autoimmunologiczna.
Wnętrze Grand Theatre de Bordeaux
Zatem wśród moich pierwszych zakaźnych pacjentów znalazł się pan z zapaleniem płuc wskutek obniżonej ruchomości przy paraliżu czterokończynowym (żegnaj neurologio?), pacjent z zapaleniem mózgu jako powikłaniem AIDS o którym mieszkając wesoło na Wybrzeżu Kości Słoniowej nie wiedział i pacjentka z zapaleniem płuc i zaostrzeniem POChP. Dzisiaj natomiast dołączyła pacjentka, która po nieszczęsnej transfuzji płytek na hematologii (gdzie jest leczona z powodu ostrej białaczki mieloblastycznej) trafiła na dwa dni na oddziale ratunkowym skąd przesłano ją do nas z powodu infekcji płuc. Ogólnie jestem jednak ze stażu zadowolona, choć nazwy szefów są nieco mylące - neurologią rządził prof Sibon, a zakazy ma we władaniu (nieobecny jak to zwykle bywa u "wielkich" szefów katedr) prof Dupon (bez t).

Poza szpitalem i podróżami w Bordeaux również wiele się dzieje. Poprzedni miesiąc skupiony był głównie na egzaminach, pożegnaniach (tych którzy kończyli Erasmusa) i powitaniach (tych nowych). W międzyczasie jednak przyjechała do Bordeaux grupa operowa z RPA, która zaprezentowała „Porgy and Bess” George’a Gershwin’a. Standardem jest już to, że kiedy tylko zobaczysz afisze spektaklu w Grand Theatre de Bordeaux z pewnością wszystkie miejsca są już dawno wyprzedane. Nie pytajcie jak to możliwe. My miałyśmy szczęście, bo dostałyśmy się dzięki CROUS, organizacji która zarządza życiem studenckim we Francji i współorganizuje niektóre wydarzenia. Poza spektaklem była to też dobra okazja żeby obejrzeć imponujące wnętrza opery. Przywodzą mi na myśl czasy królów lub bogatych, XIX-wiecznych mieszczan, którzy podglądali się lornetkami i pozdrawiali z drugiego końca sali. Pięknie!
 
Czekając na transport
Miniony tydzień upłynął z kolei pod bardzo ciekawym znakiem dość przypadkowego pozyskania sobie współlokatorki. Tak więc panie i panowie, nie donieście na mnie, mam nielegalną współlokatorkę Esterę z ŚUM. Mamy już więc w naszym Village 6 całkiem spore Towarzystwo Polskie. Wiązał się z tym również piątkowy wypad do dzielnicy Chartrons po łózko dla niej (i tych wszystkich którzy zamierzają odwiedzić mnie jeszcze w Bordeaux przy nieco bardziej sprzyjającej aurze). Miałam niesamowite szczęście, bo dokładnie w dniu kiedy pomyślałam, że może lepiej poszukać łóżka na boncoin.fr, teraz kiedy sporo ludzi się wyprowadza, zamiast kupować dmuchany materac, dziewczyna z Reunionu która przyjechała tylko ogarnąć i wynająć swoje mieszkanie wrzuciła je do sieci w nieprzyzwiocie niskiej cenie. W 2 godziny od pomysłu byłam już szczęśliwą posiadaczką superciężkiego sprzętu, z którym czekałam pół godziny w korytarzu na nadejście tragarskich posiłków. Łóżko (materac i stelaż) obklejone taśmą pakową jechało więc w tramwaju ze mną, Agą i PJ, zaliczając nawet z przesiadkę. Nikt się temu nie dziwił. Przecież nie takie rzeczy w tramwaju Bordeaux widziało!
Mimo monsunowych ulew u nas już takie niespodzianki

Ostatnio napisała do mnie wiadomość moja przemiła host z Perpignan. Pytała co u mnie, pisała co u niej i że wkrótce przechodzi na pełny, 35-godzinny etat i troszkę się obawia, że nie znajdzie przez to czasu na przyjemności, siebie, ogólnie życie. Taka to ta Francja.

Już tylko dzień do weekendu. I parenaście godzin do kolejnej mini wyprawy :).






2 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli chodzi o pakowanie różnych rzeczy, to dla mnie niezastąpiona jest tutaj polipropylenowa taśma z kauczukiem syntetycznym. Dzięki bardzo mocnej oraz wytrzymałej folii jest uważana za jedną z najlepszych taśm pakowych https://somax.eu/260-tasmy-pakowe-i-sznurki dostępnych na rynku. Taśma charakteryzuje się dużą odpornością oraz siłą klejenia przez co wiem, że dany przedmiot dobrze zabezpieczony jest przed transportem.

    OdpowiedzUsuń