poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Koperek i inne słoweńskie, nadmorskie miasteczka

Tak powitał nas Portoroz
Czekamy, czekamy
Dla urozmaicenia autobus, który miał zabrać nas z Triestu do Kopru nie przyjechał. Powód? Święto w Słowenii! Tym razem oni świętowali swoje oswobodzenie spod wpływu różnego rodzaju imperialistycznych potęg mających chrapkę na piękną Słowenię. Na szczęście świętował tylko autobus o 9:00 i 10:00, a ten o 11:15 pracował za nich wszystkich (i zabrał łącznie z nami 3 pasażerów). Zostaliśmy wysadzeni przy wielkim centrum handlowym w Koprze, o którym słyszeliśmy wiele od Włochów jeżdżących tam na znacznie tańsze kręgle i myślałam, że to żart, ale nie, to był ostatni przystanek (i jednocześnie najprawdopodobniej zlokalizowany na parkingu supermarketu koprzański dworzec autobusowy, ale może się mylę:p). W każdym razie podążyliśmy w kierunku, który wskazano nam jako centrum miasta i po pewnym czasie zaczęliśmy wątpić czy z tymi, którzy polecają Koper jako miejsce ładne jest wszystko w porządku. Okazało się, że jednak tak. Znaleźliśmy stare miasto, przekochanych ludzi w informacji turystycznej, którzy bez problemu zgodzili się przechować nasze plecaki i ruszyliśmy na podbój miasta (ucięty w połowie w okolicach targu kiedy zaczęło porządnie lać). 
W sercu Kopru plac Tita
Napiliśmy się więc kawy w knajpie u Milana, a resztę miasta zwiedziliśmy biegiem w stronę plecaków gdzie została moja kurtka przeciwdeszczowa. Myślę, że Koper można z czystym sumieniem polecić jako ładne, małe miasteczko (chociaż na warunki słoweńskie jest najważniejszym portem i siedzibą uniwersytetu Primorska <3).
Koper
Wobec niesłabnącego deszczu wskoczyliśmy w autobus i pół godziny później byliśmy już w Portoroz, gdzie Agata (ta którą znacie z Gruzji :D) załatwiła nam nocleg u dziewczyn, które robią w tym najważniejszym słoweńskim kurorcie Erasmusa (są tam 2 wydziały - nawigacji i turystyki uniwersytetu Primorska). Portoroz jest więc z rozmachem zabudowany wielkimi hotelami z kasynami, a jedynym problemem jest tam - według mnie - komunistyczna myśl estetyczna, która betonowała plaże. Nawet superluksusowy, nieco oddalony od miasta hotel Bernardin mogący poszczycić się własną zatoczką dla jachtów dysponuje takim oto wynalazkiem.
Tartinijev trg w Piranie
Mury obronne i nadbrzeże - Piran
Domek dziewczyn (z którego na początku czerwca będą musiały zniknąć, bo jego głównymi klientami są „letnicy”) jest zlokalizowany na obrzeżach Portoroz dokładnie w kierunku do którego zmierzaliśmy, czyli przy drodze na Piran. Przespacerowaliśmy się do niego betonową plażą i nie rozczarował nas. Jeśli znajdziecie się kiedyś w Słowenii, musicie tam pojechać. Jeśli zwiedzacie urocze miasteczka Istrii i Dalmacji też. Sami patrzcie. Jest przeuroczy, położony na cyplu i pełno w nim małych, wąskich uliczek. 
Piran
Wśród nich można znaleźć takie perełki jak ulica Lenina. Podczas naszego objazdu fotografowałam też w każdym mieście place i ulice Tita. Bo Tito we wszystkich tych krajach został. Wszyscy opowiadali nam, że za Tita było dobrze, lepiej niż teraz, a ludzie żyli w zgodzie. Tylko jedna osoba, która wzięła nas na stopa powiedziała nam zdanie o tym, że bywał brutalny dla przeciwników. A poza tym tęsknota i ulice i place. Bo w dawnej Jugosławii – mówią – nie widzą potrzeby odcinania się od historii i obsesyjnego zmieniania nazw ulic. System był co prawda inny, ale nie można zaprzeczyć, że byli to ważni ludzie (pragnę podkreślić, że w Sosnowcu jednak jest rondo Gierka, który z naszego miasta pochodził, ale to chyba rzadki w Polsce wyjątek).
Prosto, że są wolne pokoje!

Wracając jednak do Piranu, trzeba się po nim powłóczyć. Pójść na cypel. A potem wspiąć na mury, które przy odrobinie szczęścia (które tym razem mieliśmy) okażą się darmowe – trzeba tylko pchnąć bramkę, żeby to sprawdzić. Z murów roztacza się przepiękny widok na całe miasto. O, taki!
Piran w pełnej okazałości
Myślę że warto byłoby też wejść na wieżę kościoła o ile to możliwe – widziałam przepiękne zdjęcia głównego placu i starówki zrobione najprawdopodobniej z niej. Wracając nauczyliśmy się raz na zawsze czym jest i jak smakuje cevapcici, a resztę wieczoru spędziliśmy szukając kolejnego noclegu.  
Na koniec nasz idol z Piranu, a my jedziemy do Chorwacji!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz