piątek, 24 kwietnia 2015

Książęce Hrabstwo Gorycji i Gradyski

Sagrado
Myślałam, że Sagrado to tylko wioska w okolicy lotniska FVG, dzięki której będziemy mogli szybko po przylocie Esteve znaleźć się w łóżku i którą kolejnego dnia opuścimy bez zbędnych zachwytów. Okazuje się jednak, że nawet google maps tytułuje ten region intrygującą nazwą "Książęcego Hrabstwa Gorycji i Gradyski". Fabio nie wierzył, że tak jest, bo tytuły książęco-hrabiowskie zniknęły stamtąd po wojnie. Sami jednak sprawdźcie!
Gorizia
Okazało się, że w czasach austro-węgierskich okolice był luksusowym kurortem dla austryjackiej arystokracji. Można natrafić tam na sporo ciekawych historii, zabytków i ładnych krajobrazów. Co ciekawe flaga królestwa była taka sama jak flaga Polski :). Na terenie królestwa większość ludności stanowili Słoweńcy, jednak na mocy traktatów po drugiej wojnie światowej Gorycja znalazła się we Włoszech, a Słoweńcy z Jugosławii stworzyli po drugiej stronie nową, komunistyczną Novą Goricę. W związku z tym miasta tworzą swego rodzaju kontinuum, a dawna granica wydaje się stać w samym jego centrum, niczym w filmie "Nic do oclenia".
granica
W Novej Goricy, jak można się domyśleć jest niewiele do obejrzenia, natomiast Gorycja ma nie tylko zamek i starówkę, ale i uniwersytet. Fabio zrobił mi samochodową wycieczkę po stronie słoweńskiej i wysadził mnie na godzinę zwiedzania strony włoskiej. We Włoszech znajduje się wiele pięknych miast, więc Gorycja nieszczególnie się spośród nich wybija, ale w ogólnych standardach można ją określić jako ładne i przyjemne miasto ze świetnym, dzikim parkiem schodzącym ze wzgórza, na którym stoi zamek.
Wczesnym popołudniem wróciliśmy na przygotowany przez mamę-babcię lunch, po czym szybko zebrałam się zwiedzać kolejną atrakcję. Miasto idealne - Palmanovę znalazłam przypadkiem, błądząc w okolicach lotniska FVG na google maps. Zaczynało padać, a kierowca, który podjechał po mnie pustym autobusem chyba po raz pierwszy w życiu sprzedał w tych okolicach komuś jednorazowy bilet (zresztą drogi, więc wróciłam stopem). Nie zapowiadało się jak wielka atrakcja.
Palmanova - główny plac
Samo miasteczko i główny plac są ładne, ale maleńkie i niezbyt interesujące, dla mnie mniej niż choćby Gorycja. Wrażenie robią jednak świetnie zachowane mury obronne, przywodzące na myśl twierdze w okolicach ujścia Gironde koło Bordeaux. Niektóre ze struktur miały zresztą przymiotnik "francuski/a", zaczęłam się więc zastanawiać czy w renesansie Francuzi nie byli może mistrzami w budowaniu fortyfikacji. W każdym razie wychodzi na to, że ja jestem żywo zainteresowana tematem, bo jest to już kolejne podobne miejsce któe zwiedziłam (podobnie obwarowany, chociaż bardziej skąpo jest też zamek w Puli). W Palmanovie są dwa wały obronne w formie gwiazd, a wycieczka najdłuższą trasą po nich ma 12 kilometrów (podczas gdy samo miasto w środku ma tylko trzy okrężne ulice wokół placu)! W wałach istnieje sporo pomieszczeń i ciemnych korytarzy, które nie są w żaden sposób zabezpieczone, więc swobodnie można się po nich przechadzać, albo zamieszkać w nich, jeśli ktoś miałby taką ochotę :p.
Miasto idealne - Palmanova (plan i kopia z google earth stąd)
Fortyfikacje Palmanovy
Jeśli nie planuje się pikniku na wałach, ani nie jest się wybitnym znawcą fortyfikacji (mój przypadek) jest się w stanie ogarnąć całość Palmanovy w dwie godziny. Tyle samo pozostawało mi do jedynego jadącego autobusu, więc postanowiłam wrócić stopem. Obaliłam tym samym w swojej głowie mit, że we Włoszech nie można i nie da się jeździć stopem. Ludzie byli całkiem sympatyczni i sporo się zatrzymało, chociaż nikt nie jechał w moim kierunku. Po pół godzinie szczęście się jednak do mnie uśmiechnęło i pewna mama mieszkająca w sąsiedniej miejscowości zabrała mnie prosto do Sagrado.
Samo Sagrado jest uroczym małym miasteczkiem nad rzeką, z ryneczkiem, pałacem i dworcem.
Sagrado
Przespacerowałam się po nim chwilę i zachwyciły mnie w nim dwie rzeczy. Pierwsza to Kocia Kolonia, gdzie za lokalne pieniądze w nieużywanej prywatnej bramie mieszkają świetnie zadbane "wolne koty", każdy z własnym domkiem. Jedynym minusem życia w tejże kolonii jest dla nich pewnie sterylizacja, ale zamieszczone tłumaczenie wydaje się całkiem logiczne, a koty nie wyglądają na niezadowolone. Drugą świetną sprawą był uniwersytet trzeciego wieku. Takie uniwersytety istnieją oczywiście także w Polsce, ale wydaje mi się że bywają przepełnione i znajdują się przede wszystkim w większych miastach. Tymczasem Sagrado liczy 2200 mieszkańców, a podobne uniwersytety widzieliśmy później też w kilku dzielnicach Triestu :).
Kocia kolonia w Sagrado

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz