niedziela, 8 lipca 2012

O tym jak spotkaliśmy Jamiego... i trochę o Płowdiwie



park w którym rozgrywały się wszystkie dramatyczne wydarzenia
Dzień czwarty jako kolejny dzień z rzędu zakończył się dnia następnego, a ja odnosiłam wrażenie, że już nigdy nie wrócimy do domu o przyzwoitej porze. Chodzenie spać po 2 zaczęło się stawać podczas tego wyjazdu regułą i wiązało z udoskonalaniem mojej umiejętności spania gdziekolwiek. Wcześniej mogłam tylko przysypiać, teraz potrafię w 5 minut zasnąć w każdym miejscu - tirze, bmw i clio albo przydrożnym parku. Kiedy czuję się bezpiecznie oczywiście!
Pozostałości hipodromu pod główną ulicą
Po raz pierwszy zostawaliśmy w jednym miejscu na dwie noce, mogliśmy więc odetchnąć zwiedzając Plovdiv, odsypiając i spotykając się. Zaczęliśmy od spotkania w parku z Anią i Agatą, których przeżycia były nieco mniej komfortowe. Dla nas było to wciąż ranek, dla nich środek dnia. Nie polubiły Plovdivu na pierwszy rzut oka, dlatego same pojechały dalej do Stambułu. Same, chociaż miał do nich dołączyć któryś z chłopaków, jednak Jamie z którym omówiłam się w Plovdiv na dołączenie do naszej wyprawy się nie pojawił. Zostaliśmy więc w takich składach jak wcześniej, a my zaczęliśmy zwiedzanie miasta, które jest całkiem przyjemne, choć zawrotnej liczby zabytków w pełnym tego słowa znaczeniu nie ma, jeśli ktoś uprawia sightseeing. 



takie istoty hasały po parku
Kiedy po zwiedzaniu siedzieliśmy w parku, wysłałam ostatniego smsa o naszym jutrzejszym wyjeździe i oto okazało się, ze Jamie jednak istnieje. Nie było z nim kontaktu, ponieważ jako człowiek niezwykle rozrywkowy, 2 noce wcześniej przesadził na festiwalu hiphopowym z domowej roboty rakiją, co poskutkowało leczonym przez cały następny dzień kacem, utrata butów, telefonu i Bóg jeden wie czego jeszcze. Udało nam się jednak spotkać na piwo, podczas którego dołączył do nas nasz host, a z którym później trafiliśmy na imprezę do mieszania kolejnych couchsurferów. Jamie początkowo - mimo całej swojej rozrywkowości - był jednak w kiepskim nastroju, ponieważ w krótkim czasie, kiedy wrócił do hostelu, udało mu się rozerwać swój hamak na pół. Hamak ten był odpowiednikiem naszych namiotów. Kiepski był to dzień dla Jamiego! Mam jednak gorącą nadzieje, ze ani jemu nie będzie brak hamaka, ani my ani razu nie wykorzystamy namiotów, bo - naprawdę - nie znam lepszego sposobu podróżowania od couchsurfingu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz