piątek, 6 lipca 2012

W 30 godzin do Bukaresztu

I oto nadchodzi pierwszy post. Z uwagi na późniejszą edycję nieaktualna staje się informacja o braku polskich liter. Tak będzie zdecydowanie bardziej elegancko:).

nasze pierwsze 1170 km drogi
w nocy stopa łapie się inaczej
 Nie wyszedł nam założony wcześniej plan: Słowacja-Węgry-Serbia-Bułgaria. Wyszło lepiej! Dzisiaj mieliśmy być w Belgradzie, ale przez zupełny przypadek (będący przemiłym kierowcą tira na granicy w Chyżnem) trafiliśmy do Rumunii. W zasadzie Rumunia, patrząc na mapę, jest po drodze, ale chcieliśmy jej uniknąć z uwagi na opłaty za autostop, o których dużo słyszeliśmy. Mając jednak do wyboru - wysiadać lub jechać dalej, nie zastanawialiśmy się nawet przez chwilę. I tak dotarliśmy na granicy. Dawno nie przekraczałam granicy samochodowej, a pieszo takowej chyba nigdy w życiu. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że kiedy już do niej dotarliśmy było całkiem ciemno. Strażnicy byli jednak przemili i bardzo zainteresowała ich nasza wyprawa. Po tak gładkim pokonaniu granicy czekały nas dwugodzinne poszukiwania dalszego transportu, pełne rozterek i przymierzania się do rozkładania namiotu na trawniku przed stacją benzynową. Udało nam się jednak tego uniknąć dzięki uprzejmości kierowcy kolejnej, polskiej ciężarówki, który zawiózł nas do zajazdu położonego w górach. Można było tam dostać prawdziwa, polska... golonkę. O czym przypominano nam przez całą podróż. Cóż, Polacy przekazują sobie ważne informacje. Pech jednak chciał, że w okolicach golonki znaleźliśmy się koło 8 rano. Do tego momentu cały czas jechaliśmy z Polakami, poza krótkim odcinkiem Rabka-Chyżne gdzie zabrał nas Turek.
u magicznego źródełka
dziwne znaki w Ploiesti
Z gór pojechaliśmy do najbliższego miasteczka (Ramnicu Valcea) po drodze zahaczając z naszym kierowcą o magiczne źródełko. Stamtąd złapaliśmy pana jadącego do Ploiesti, co trochę odbijało z bezpośredniej drogi do Bukaresztu, ale miało klimatyzację w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich transportów (bo akurat wszystkim tirom się zepsuły). W Ploiesti błądziliśmy w poszukiwaniu dworca z 1,5 godziny (co pozwoliło nam na dokładne zapoznanie się z miasteczkiem), ale udało nam się w końcu znaleźć go przy pomocy policji. Pociąg był na szczęście spóźniony około godziny, i tym samym pięknie na nas zaczekał. W Bukareszcie dostaliśmy się do centrum, gdzie wychodząc z metra na stacji Univesitate trafiliśmy prosto na akcję protestacyjną przeciwko obecnemu rządowi. Ponoć prezydenta od dzisiaj już nie ma. W ten oto sposób staliśmy się świadkami tworzącej się historii.
Rumunii obalają prezydenta
Z powodu naszej nieoczekiwanej zmiany trasy nie mieliśmy jednak gdzie spać. Mieliśmy oczywiście namiot, ale ja za jeden z głównych punktów wyprawy obrałam nieotwieranie go. Skorzystaliśmy więc z grupy Emergency Request na Couch Surfingu i dostaliśmy 5 zaproszeń. Sprawiło to, że zaczęłam uważać Bukareszt za jedno z najbardziej przyjaznych miast w jakich dotąd byłam. Razem z naszym hostem wybraliśmy się na nocne zwiedzanie miasta z degustacja lokalnych specjalności i wbrew temu co wcześniej słyszałam o Bukareszcie byliśmy pod sporym wrażeniem. Jutro zwiedzamy dalej Bukareszt i zamierzamy dotrzeć do Plovdiv, gdzie spotkamy się z naszym kolejnym kompanem – Brytyjczykiem Jamiem i być może Anią i Agatą.

1 komentarz: