środa, 14 sierpnia 2013

Ach, Kózko!


Pisanie bloga to ciężka praca. Spędzam na tym sporo czasu. Zwłaszcza kiedy cała napisana notatka kasuje się przez z nagła aktualizujący się Windows. Dzięki temu jednak mam co robić kiedy na przykład czekam na pranie, które przybędzie za 2 godziny do hostelu, który opuszczam. Albo po prostu idę później spać.
widok z hostelu na ulicę Meson de Estrella

Stopniowo przyzwyczajam się do tłumów turystów. Całkiem szybko mi to idzie. Okazuje się jednak, że ja nie jestem tak częstym widokiem. Bo proszę ja Was jestem samotnym białasem płci żeńskiej. To są dokładnie te cechy, które zapewniają mi niesłabnące zainteresowanie mężczyzn w Ameryce Południowej. Mogę mieć tłuste włosy, śmierdzieć i być cała w kurzu. I tak będę się podobać. Chciałabym cieszyć się takim powodzeniem w Europie. Dzięki temu cały czas ktoś chce zorganizować mi wieczór. Tak jak na przykład dzisiaj pewien chłopak wyszedł za mną z knajpy i szedł za mną, aż zatrzymałam się żeby poszukać czegoś na mapie. Później odprowadził mnie na przystanek w nadziei, że dostanie mój numer i zobaczymy się wieczorem. 
w tle kościół świętej Klary
 Jednak zjawisko to nie dotyczy tylko kobiet. Taki Philip podczas swojego jedynego samotnego spaceru po Trujillo również został zagadnięty przez dziewczę. Z tym, że dziewczę okazało się prostytutką, która prosiła go o pomoc w opuszczeniu kraju. Inna motywacja, ale fakt wzbudzania emocji jako samotny białas pozostaje.
Plaza de Armas widziany z San Cristobal
 Sytuacja, która stała się inspiracją do powyższego komentarza przytrafiła mi się w czasie obiadu, czyli w zasadzie pod koniec mojego zwiedzania Cusco. W zasadzie większość  zabytków zobaczyłam z zewnątrz, z uwagi na opłaty za wstęp nawet w kościołach (w Limie jakoś nawet kiedy pisało w przewodniku, że jest opłata nikt jej nie egzekwował). Pokusiłam się na jeden bilet – łączony wstęp do klasztoru św. Katarzyny ze Sieny i Dominikanów. Wszystko z uwagi na ten drugi, który powstał jako nadbudowa na inkaskej świątyni słońca, która miała być największa i najwspanialsza w całym imperium. Podczas dostosowywania klasztoru do potrzeb zwiedzających odsłonięto część starych murów. 
klasztor Santo Domingo
 W klasztorze św. Katarzyny można natomiast obejrzeć teoretycznie broniącego miasto przed trzęsieniami ziemi „Jezusa od trzęsień ziemi”. W okolicach wielkanocy obchodzi (a przynajmniej robił to w przeszłości) całe miasto w procesji. Aby było choć odrobinę zwiedzaniowo powiem, że odwiedziłam (przeszłam obok lub kuknęłam do środka) jeszcze targowisko San Pedro i sporą liczbę kościołów – Santa Clara, San Francisco, San Cristobal, La Compania, katedrę, La Merced, no sporo. Wjechałam też na wzgórze na którym znów króluje biały Chrystus. Można tam zobaczyć inkaskie ruiny - Qenqo i Sacsayhuaman, bilet znów kosztuje sporo – 70 soles za 4 miejsca. Z ruin schodzimy natomiast do kościoła San Cristobal z którego tarasu roztacza się przepiękny widok na miasto, a w szczególności Plaza de Armas. Po dzisiejszym zwiedzaniu stwierdzam, że Cusco można ogarnąć w jeden dzień, zwłaszcza jeśli nie wchodzi się do zbyt wielkiej ilości muzeów. Jeśli jednak chce się zobaczyć je i jeszcze więcej, czyli okoliczne atrakcje takie jak Pisac, jego targowisko i ruiny, Ollantaytambo itd. potrzeba znacznie więcej czasu :).

inkaskie ruiny Sacsayhuaman
 Wybrałam się również zakupić bilet na kolejny dzień do Santa Maria. Będzie to mój pierwszy segment w najtańszej drodze do Cusco. I kogo spotykam przy wejściu na teren terminalu? Polską rodzinę z dwójką dzieci. Od razu chciałam do nich dołączyć, ale okazało się, że zamierzają nocować w Santa Marii, bo wiadomo z dziećmi - zwłaszcza jednym w wózku - jest wolniej. Ale zamierzają tak jak ja iść przez 2 czy 3 godziny torami. Kiedy później szliśmy razem w stronę centrum okazało się że podróżują już 9 miesięcy i zamierzają wrócić do kraju w grudniu, po dobiciu roku. Byli w Azji i przelecieli z Tajlandii do Argentyny. Z Buenos udali się do Patagonii, stamtąd do Boliwii, a teraz są w Cusco. I wszystko z dwójką uroczych malutkich blondyneczków. 
widok na miasto z San Cristobal
 Czy opowiadałam Wam już o dziewczynie, która na początku ciąży i z niemowlakiem jeździła stopem? Jeśli Polak jeździ, bardzo często jest hardcorem. Albo jak Ci faceci, których moi znajomi z Trujillo spotkali tu w Cusco, którzy na motocyklach przemierzają całą Amerykę Południową. I nawet jeśli wdrażamy w życie te wszystkie niestandardowe sposoby podróżowania z uwagi na prawdziwy bądź urojony brak kasy lub skąpstwo faktem pozostaje, że jesteśmy... fajni.
Dzisiaj opuściłam hostel po wyżej wymienionym oczekiwaniu na pranie do 21 i dotarłam do mówiącej jedynie po hiszpańsku znajomej kolegi z IFMSA. Ćwiczę, oj ćwiczę swój hiszpański.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz